Kilka lat temu świat kina postanowił upamiętnić życie jednego z najsłynniejszych paryskich projektantów mody – Yves Saint Laurenta.
I tak w 2014 powstały dwa obrazy produkcji francuskiej „Yves Saint Laurent” w reżyserii Jaila Lasparta, drugi produkcji belgijsko – francuskiej „Saint Laurent” Bertranda Bonello.
Obydwa filmy obejrzałam w dość krótkim odstępie czasu – i był to zabieg celowy, bo bardzo chciałam porównać swoje wrażenia. Te dwie wersje biografii to doskonały przykład na to, jak na dwojaki sposób można podejść do tematu historii życia – zarówno pod względem samej konwencji, ram czasowych, ale również zbliżenia do psychiki głównego bohatera.
Zaczęłam od „Saint Laurent” i na wstępie już zdradzę, że ta produkcja według mnie dużo mocniej oddziaływuje na widza. Film zaczyna się dopiero w pewnym momencie życia Laurenta, nie jest to więc typowa historia opowiedziana od urodzenia do śmierci. Reżyser z wyważoną częstotliwością serwuje nam pewne urywki przyszłych zdarzeń, które dopiero po jakimś czasie znajdują swoje uzasadnienie na linii czasu. Film jest pełen niedopowiedzeń, przemilczeń, więc nie wiedząc za dużo o samym bohaterze i jego losach – możemy czuć się momentami zagubieni. Ale chociaż na tym etapie i ja zaliczałam się do grona mniej zorientowanych – powiem szczerze, że mimo wszystko mi to nie przeszkadzało. To mógł być celowy zabieg wprowadzający lekki chaos, tak samo jak psychika samego bohatera była dość złożona. Twórcy najwyraźniej bardzo starali się aby zajrzeć w głąb postaci, postarać się ją zrozumieć. Geniusz w swoim fachu, znakomity projektant, koneser sztuki – a za razem destrukcyjna dusza. Skromny – ale jednocześnie wulgarny i nie stroniący od ciemnych zakamarków świata. Momentami gorszący, godny pożałowania – ale jednocześnie kruchy, wrażliwy, zagubiony. Być może tylko taka pełna sprzeczności dusza jest w stanie dokonać czegoś wielkiego. Ważną postacią, której naturalnie nie mogło zabraknąć jest jego wieloletni kochanek – Pierre Berge – dzięki któremu w zasadzie ma się wrażenie – nie byłoby Laurenta.
Wielka miłość i oddanie Berge to ważny wątek drugiej produkcji „Yves Saint Laurent”. W zasadzie był on pomostem łączącym Laurenta z rzeczywistością. Ktoś mógłby zarzucić, że przy nim się wzbogacił, zbił fortunę. Ale z drugiej strony zdaje mi się, że mało kto byłby w stanie tyle znieść gdyby nie głębokie uczucie. Zdrady, fanaberie i słabości Laurenta w pewnym okresie jego życia musiały być wielką próba dla Pierre, ale z kolei jego niezłomność była wielkim wsparciem i ratunkiem dla projektanta.
Historia w tym filmie obejmuje dużo większy zakres czasu. W zasadzie nawiązuje do początków kariery Laurenta kiedy to jako młody chłopak zaczyna pracę w domu mody Diora. Opisuje początki powstawania marki YSL, duże zaangażowanie Pierra Berge w rozwój i utrzymanie jej renomy. Laurent jest artystą, wrażliwym, naiwnym, oderwanym od rzeczywistości. W tej wersji wydaje się też być dużo bardziej delikatny i sympatyczny, nie wzbudzający momentami tak silnie niesmaku pomieszanego ze współczuciem – jak np. podczas oglądania scen narkotykowych orgii w filmie Bonello. Co oczywiście nie oznacza, że przez to mamy przed sobą bardziej prawdziwego Laurenta.
Podsumowując – pierwszy film wydaje się być trudniejszy w odbiorze. Postać Laurenta jest bardzo złożona, sam film jest bardziej mroczny, intymny. Wymagał zapewne też większego zaangażowania jego twórców, ale jest na pewno dużo bardziej ambitnym obrazem. Na uwagę zasługuje też pięknie przedstawiony pokaz kolekcji projektanta umiejscowiony w końcowej części filmu – wizualizowany poprzez kwadraty Mondraina (Patrz Kolekcja Mondrian). Super pomysł i efekt.
Drugi film to raczej typowa historia życia. Nie można go jednak zdeprecjonować, bo na pewno w umiejętny sposób naświetla nam losy projektanta, opisuje ważne momenty jego kariery. Ponad to pokazuje aspekty pominięte przez Bonello – na przykład kontakty Laurenta z rodziną. Stawia jego życie w szerszym kontekście.
A który aktor lepiej odpowiada swojemu pierwowzorowi? To już chyba sprawa indywidualnego odbioru. Może wyrobicie sobie jakieś zdanie jeśli zachęcicie się do obejrzenia!
Co tu więc dużo mówić – warto obejrzeć oba! „Saint Laurent” jest dostępny np. wśród oferty VOD. „Yves Saint Laurent” zakupiłam na allegro.
Po seansach obu filmów odgrzebałam zakurzoną biografię książkową, do której nie mogłam się zabrać od dłuższego czasu. Mam ochotę na trzecią wersję – być może najpełniejszą !
Jest tez ciekawy film dokumentalny – ale to już innym razem.
Zdjęcie w ikonie wpisu: po lewej Gaspard Ulliel w filmie Bertranda Bonello i po prawej Piere Niney w „Saint Laurent” Jalila Lesperta